Polskie "dziennikarstwo" growe

W jednym z wywiadów po kolejnym nieudanym meczu polskiej reprezentacji, Zbigniew Boniek odpowiedział panu dziennikarzowi na pytanie o jakość polskiej piłki coś w stylu „bo ja się na piłce znam, a wy ją komentujecie”. Niedługo potem Adrian Chmielarz skrytykował na facebook’u pismo PSX Extreme zarzucając brak konsekwencji w recenzowaniu gier, co oczywiście wywołało niemałe poruszenie w polskim internecie. Gdy do tego dodamy, że ostatnimi czasy coraz częściej można spotkać się z krytyką kierowaną w stronę dziennikarzy growych o ich brak znajomości tematu, mylenie pojęć i wypowiadanie się na tematy o których nie mają pojęcia, to zaczyna robić się ciekawie. Wszystko rozbija się o konflikt stary jak świat, gdzie artysta zostaje poddany krytyce i który za wszelką cenę chce obronić swoje dzieło i swoją ideę. Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku książek, wierszy, filmów, sztuki, itd.

Oczywiście bzdurą jest to co stwierdził prezes PZPN. Nie trzeba ani grać w słynnej drużynie, ani nie umieć strzelić bramki od meczu otwarcia Euro 2012 z innego miejsca niż rzut karny, ani być w trzeciej drużynie mistrzostw świata by znać się na piłce nożnej. Najlepszym przykładem niech będzie sam Zibi który będąc piłkarzem zdobył srebrny medal olimpijski, ale jako trener to sukcesów raczej nie odniósł. Na szczeście wygląda na to, że jest lepszym prezesem niż trenerem. Ale nie o piłce nożnej miałem pisać, a o pani Dzidce.

W latach 80-tych moi dziadkowie kupili domek na wsi, który został sprytnie przebudowany i robił za miejsce wypoczynkowe dla całej rodziny. Pech czy szczęście chciało, że jednym z naszych sąsiadów była pani Dzidka. Pani Dzidka była kobietą o nieprzeciętnej urodzie która raczej kwintesencją kobiecości nie była. Bliżej jej było do skrzyżowania goryla z maciorą. Silna i postawna osobowość dzięki cudownej barwie głosu zawsze dawała znać połowie wsi, że jest. Pani Dzidka miała też niebywały talent – była geniuszem! Nikt jak ona lepiej znał się na wypasie krów, uboju świń, uprawie pola, a także... architekturze, budownictwie, projektowaniu wnętrz, hydraulice, telekomunikacji, spedycji, handlu, itd. Można wręcz powiedzieć, że pani Dzidka znała się na wszystkim najlepiej pozą... modą. Jej najlepszym projektem wydawać by się mogło był garaż który został umiejscowiony poniżej poziomu ulicy. Pomysł zaiście genialny, gdyż dzięki takiemu umiejscowieniu można było nad garażem dobudować pokój, dzięki czemu powierzchnia domu powiększyła się. Niestety podczas jednej z ulew okazało się, że pani Dzidka zapomniała poinstruować majstrów, że przydałaby się studzienka odpływowa, gdyż woda ma tendencje płynąć w dół, a nie w górę. Widok pani Dzidki wykrzykującej komendy do swojej rodziny która starała się za pomocą wiader wygrać z deszczem był bezcenny.

Niestety takich pani Dzidek jest więcej... mógłbym nawet rzec, że polskie dziennikarstwo growe jest z nich zbudowane.

Część redaktorów narzeka na wydawców gier, że nie traktują ich poważnie. Ostatnio na przykład mieliśmy do czynienia z jakąś awanturą na temat braku wersji recenzenckich gry FUSE wydanej przez Electronic Arts. A prawda jest taka, że nie ma w Polsce serwisu growego który zasługiwałby na miano profesjonalnego. Tak więc dlaczego redaktorzy owych serwisów oczekują profesjonalnego traktowania, skoro sami nie potrafią w kolektywie dostarczyć produktu który byłby odebrany jako profesjonalny?

Zacznijmy od tego, że „dziennikarstwo” growe w Polsce powstało z pasji ludzi młodych. Gdy czytamy o początkach PSX Extreme czy Secret Service to na pierwszym miejscu mówimy o pasji, o amatorce, o prowizorce, itd. Analogicznie to samo dotyczy serwisów internetowych. Dwa świetne felietony napisał ostatnio Mielu do PSX Extreme w których wypowiada się o znikomej liczbie ludzi którzy profesjonalnie (w sensie zarobkowym) piszą o grach w Polsce i o zabawnych sytuacjach jakie spotykają ludzi starający się pisać o grach. Tak więc scenariusz jest taki, że kolesie zaczynają pisać o grach i robią z tego biznes. I tak możemy poczytać recenzje gier, testy, felietony, zapowiedzi, analizy, raporty, itd... i to wszystko napisane przez tych samych kolesi. Pani Dzidka numer 1 i pani Dzidka numer 2 jest nie tylko specjalistą od wyścigów, role playing games, sportówek czy strzelanek, ale także od dewelopingu gier, infrastruktury sieciowej, finansów i prowadzenia biznesu.

Gdy czytam informacje publikowane na polskich portalach odnośnie wyników finansowych Microsoftu i Sony często zadaję sobie pytanie czy autor w ogóle wie o czym pisze. A skoro autor nie ma pojęcia jak czyta się raporty finansowe gdyż nigdy tego nie studiował albo nigdy nie pracował jako księgowy czy analityk finansowy to jak wiarygodny jest jego wpis? Jeżeli taki redaktorzyna skończył dziennikarstwo to istnieje szansa, że pomimo iż nie ma pojęcia o czytaniu raportów finansowych, to nauczył się na studiach, że istnieje możliwość pozyskania takiej informacji. I tak do analizy prosi o pomoc jakiegoś zioma z np. Centrum Adama Smith’a. Tak to działa np. w wiadomościach czy faktach. Pan redaktor jest osobą która gromadzi informacji, a nie panem specjalistą. Niestety, w polskiej prasie growej redaktorzy są również księgowymi. I tylko jeżeli czytający ma farta, to może liczyć, że pan redaktor przetłumaczy z zachodniego portalu komentarz Pachtera (którego to Pachtera redaktor wyśmieje przy lepszej okazji). Nie ma co jednak liczyć, że redaktorzyna weźmie raporty pod pachę i sięgnie po komentarz specjalisty z Polski... z jednym wyjątkiem! Kiedyś serwis Polygamia przy okazji awarii PSN udał się do GIODO (Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych).

No ok, ale nawet jeżeli założymy, że polscy dziennikarze growi są absolutnymi geniuszami jeżeli chodzi o sprawozdzania finansowe, to nie mogą oczekiwać, że ich czytelnicy również taką wiedzę posiadają. Przecież nie publikują danych w części finansowej portalu, tylko na stronce czy w gazetce gdzie ludzi chcą poczytać o grach. Tak więc przydałby się jakiś disclaimer albo poradnik czy wyjaśnienie...

Jednym z klasycznych przykładów była debata na temat konferencji Square Enix podczas której firma ogłosiła dyssatysfakcję z wyników sprzedaży ostatniej odsłony Tomb Raidera. Pominę fakt, że nagłówek newsa w każdym medium o grach był niezwykle prowokujący i miał zabarwienie negatywne to i treść pozostawiła wiele do życzenia. Nikt nie pokwapił się sprawdzić ile kosztowała Square Enix marka TR, zrobić odpowiedniej analizy kosztów dewelopingu gier, marketingu, rozbić na czynniki pierwszy cenę $65. A przecież była to świetna okazja na jakiś interesujący komentarz czy felieton.

Można to oczywiście pociągnąć dalej i podyskutować na temat tego ile mediów growych w Polsce podczas awarii PlayStation Network postanowiło zasięgnąć opini specjalistów odnośnie bezpiecznej wymiany informacji w sieci. Wspomniałem o akcji Polygamii z GIODO, ale czy któraś gazeta i portal pofatygowały się zrobić felieton, przeprowadzić wywiad czy chociażby sporządzić krótki raport odnośnie najnowszych standardów bezpieczeństwa w sieci? Porozmawiać ze specjalistami na temat zabezpieczeń w sieci PSN i Xbox Live. Nie, bo liczyły się newsy... a im więcej newsów tym więcej kliknięc, tym większa popularność i większe wpływy z reklamy. A im bardziej negatywny news tym większa szansa, że więcej ludzi go przeczyta. Nie chodzi o dostarczenie rzetelnych i profesjonalnych informacji. Portale i gazety growe to biznes, biznes który musi wyżywić rodziny redaktorów. To biznes który musi przynieść zysk wydawcom. Ci sami redaktorzy którzy narzekają na biznes growy, narzekają na walkę z DRM, online pass czyli sztuczkami wydawców na utrzymanie się na powierzchni, stosują podobne zabiegi.

Dziwnym trafem w polskim internecie growym gdy natrafimy na dobrą publicystykę grową to nie pochodzi ona od redaktora gazety czy portalu tylko osoby niezwiązanej z tym medium na codzien. Można by wymienić kapitalną analizę trailera Deus Ex: Human Revolution na portalu neogo.pl (RIP), świetny felieton na gamezilli odnośnie Metro: Last Light, raport o produkcjach postapokaliptycznych w ostatnim PSX Extreme, itd. Jest dużo dobrej publicystyki, ale ona nie jest tworzona przez dziennikarzy growych, tylko ludzi z zewnątrz. Czy to coś pokazuje?

Pójdźmy dalej i zacznijmy dysksuję na temat tego jak można w ogóle uznać za wiarygodne osoby które piszą recenzje gier i np. przeprowadzają testy sprzętu. Czy ta osoba jest w stanie napisać coś na podstawie własnego doświadczenia ze sprzętem czy będzie to tylko kopia tekstu zagranicznego? Jeszcze nie zauważyłem, żeby pod jakimkolwiek testem sprzętu podpisał się koleś który rzeczywiście posiada wiedzę i doświadczenie na temat elektroniki, podzespołów, itd... a nie np. tłumaczy gry.

Potem dochodzi jeszcze do sytuacji gdy redaktorzy burzą się gdy zwraca im uwagę Adrian Chmielarz, albo narzekają, że wydawcy traktują ich jako przedłużenie PR. Ale czy któryś z nich zastanowił się, że wydawcom może po prostu również brakować zaufania do dziennikarzy jeżeli chodzi o ich wiedzę i profesjonalizm? Może to właśnie dlatego dział marketingu niańczy pismaków, wozi ich po świecie i dostarcza różnego rodzaju materiały promocyjne...?

Komentarze

McTomass pisze…
Gdyby dziennikarstwo growe w Polsce było bardziej rozwinięte i dochodowe, to może stałoby się profesjonalne. Prawdopodobnie ma to też coś wspólnego z wiekiem działu kultury jakim są gry wideo - książka, muzyka czy nawet kinematografia są starsze, a przez to w większym stopniu rozpowszechnione i utrwalone w świadomości społeczeństwa. W obecnej chwili, jak sam piszesz na ten segment dziennikarstwa składają się w większości amatorzy. Szczerze, to duża część graczy interesujących się branżą, a nie tylko grających w giereczki mogłaby zacząć pisać o grach a poziom artykułów i newsów raczej by nie spadł.
Kaxi pisze…
Uogólniasz, to raz. Dwa, nie bierzesz jednego ważnego czynnika pod uwagę. Otóż sporym problemem w poszukiwaniu "pismaków" znających się na temacie jest... umiejętność pisania. Polski język niby każdy zna, ale znaleźć kogoś, kto umie do kupy złożyć 5 zdań tak, by nie było trzeba poprawiać, a i czytało się przyjemnie jest trudniej, niż się ludziom wydaje.
Anonimowy pisze…
Kaxi, nie wyobrażam sobie, żeby wykształcona osoba, mająca za sobą pracę magisterską, nie była w stanie złożyć zdań tak, żeby korekta i naczelny tego szybko nie poprawił. nie tłumaczmy takich rzeczy lenistwem, brakiem czasu, czy po prostu brakiem odpowiedniego wynagrodzenia za harówę. w polsce mamy takie durne przeświadczenie, że przełożony jest, żeby być, a robaczek musi być całkowicie samodzielny, no bo jak to tak, żeby ktoś jeszcze musiał przez kogoś pracować. wszyscy spoczęli na laurach, bo się rozwinął biznes. nikt nawet już nie próbuje podnieść poziomu, bo uznaje to za odkrywanie koła po raz drugi. imho - nonsens.

Anonimowy pisze…
w takich momentach trochę mi wstyd za to, co niegdyś zrobiłem z PS3Site. bo nie był to szczyt dziennikarstwa, delikatnie rzecz ujmując. ale później przypominam sobie, że faktycznie 'pudelkowe aż do zrzygania' podejście dawało nieustannie efekty w postaci statystyk, więc jak z tego zrezygnować?

mnie się wydaje, że dziennikarstwo jest takie, jak większość społeczeństwa. dostosowuje się doń.
Misiael pisze…
Mnie zaciekawiła w Twojej notce nieco inna rzecz - skupienie się na rzeczach z punktu widzenia gracza mało istotnych.

Piszesz na przykład o raportach finansowych. Niby słusznie, ale w pierwszej kolejności należy zadać sobie pytanie - co to tak naprawdę obchodzi gracza-odbiorcę? Wszystkie portale o grach wypełnione są informacjami o przepychankach dystrybutorów z deweloperami, o tym, że Adrian Chmielarz znowu wywołał kontrowersje, o nowej promocji w jakimś sklepie... Same gry są gdzieś jakby na trzecim planie, wciśnięte pomiędzy info o tym, ile dystrybutor X zarobił na grze Y, a memem o tym, że Valve nie umie liczyć do trzech. W dziennikarstwie i publicystyce o innych mediach jakoś nie widzę takiej dysproporcji.

A tak w ogóle, to witam serdecznie.