World of Warcraft




Myśl żeby sprawdzić World of Warcraft w akcji skakała po mojej głowie od ładnych paru lat. Skutecznie jednak ją zawsze zabijałem, gdyż zawsze uznawałem, że nie mam czasu na mmo a poza tym mmo są słabe. Nie mogłem jednak myśleć inaczej mając w pamięci swoje doświadczenie z Final Fantasy XI w którym nudziło mnie wszystko. Byłem zawiedzony brakiem fabuły, praktycznym brakiem questów. Do tego ogrom świata był trochę zbyt przytłaczający. Z tego co się dowiedziałem to jeżeli bym odpalił WoW’a przed patchem zwiastującym Cataclysm to pewnie też bym się rozczarował. Odpaliłem jednak po i wessało mnie na 2 miesiące. Dzisiaj jestem już praktycznie pewnym, że WoW’a mam już za sobą – przynajmniej do premiery następnego dodatku. I o ile przez ostatnie 2 miesiące poświęcałem każdą ale to każdą wolną chwilę na WoW’a i nawet kupiłem nowego laptopa żeby móc Azeroth wyświetlić w max detalach z prędkością 60 fps, tak dzisiaj już mnie do niego nie ciągnie. Swoją subskrypcję skasowałem i wygaśnie ona 2 marca. Do tego czasu nawet jeżeli grę odpalę to nie planuję spędzić z nią dużo czasu. Co będzie po premierze kolejnego dodatku? Pewnie wrócę w blasku i chwale. Ale po kolei. Wszystko zaczęło się o ściągnięcia triala który jest dobry na 7 dni i daje możliwośc zdobycia 20 levelu. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że po Cataclysm level cap ustawiony jest na 85. Pierwszy kontakt z grą wypadł dosyć umiarkowanie. Wbiłem level 3 i wyłączyłem grę, mówiąc jednak sobie I’ll be back. Na start wybrałem orca wojownika. Wielu ludzi spytało się dlaczego. Otóż dlatego, że chciałem grać orkiem. Wprawdzie później zaczęło mnie nachodzić żeby pograć taurenem paladynem gdyż obserwowałem jak oni wymiatają w dungeonach biorąc na siebie rolę tanka, albo blood elfem priestem gdyż podobała mi się możliwość leczenia, ale ostatecznie zawsze wracałem do swojego orca. Na dzień dzisiejszych mój blood elf ma level 13 a tauren 10, co tylko świadczy o tym, że nie pograłem nimi zbyt dużo. Zawsze jednak chciałem grać Hordą, jakoś Alliance do mnie nie przemawiało. Dla niewtajemniczonych Alliance i Horda to dwie antagonistyczno nastawione do siebie frakcje. To co mi się od razu spodobało to sprytnie ukryte grindowanie. Otóż do dyspozycji gracza została oddana masa questów. Ich makabryczny ogrom daje o sobie znać co chwile. Mnogość ścieżek rozwoju postaci i mnogość terenów do zwiedzania. Cały świat Azeroth jest podzielony na 3 kontynenty Northern, Kalimdor i Eastern Kingdoms, do tego mamy kupe nowych miejscówek takich jak Outlandy z Expansion Burning Crusade... dodaj do tego maelstorm i przez 2 miesiące miałem co robić. Jako, że zacząłem grać w czasie przerwy świątecznej to szybko okazało się, że level 20 nie jest większym wyzwaniem. Zajął mi niecały tydzień nie grałem na maksa, nie grałem z myślą by robić tylko level. Po prostu bawiłem się grą. Wykonywałem masę questów które składały się na naprawdę fajną historię i co najważniejsze skutecznie ukrywały grind. Nie ma co ukrywać, że sam szkieletem 90% questów jest prosty jak drut: zabij x przeciwników, zbierz x składników, zabij x przeciwników i z ich ciał zbierz x składników. To 90% WoW, ale jeżeli gracz poświęcił chwilę i przeczytał opis każdego questu to sytuacja zmieniała sie diametralnie. Poznawaliśmy historię danej miejscówki, zastanawialiśmy się co się w niej wydarzyło. Jaki wpływ nasze akcje mają na los Azeroth itd. Kapitalna sprawa. Do tego rzadko, ale zawsze pojawiały się bardziej oryginalne questy, do tego możliwość spotkania wrogiej frakcji i walki PvP czyli player vs player. Szybko więc po początkowym lekkim znużeniu tym, że musiałem zabijać non stop dziki po prostu zatopiłem się w świat i czułem się jak ork wojownik, który musi zdobyć doświadczenie i trening by móc wspomóc swoich sojuszników w niekończącej się walce przeciwko Alliance, a także przeciwko innym niebezpieczeństwom. Powoli doszły mi profesje, na jednak nie poświęciłem wiele uwagi. Po levelu 10 miałem okazje zacząć się bawić battleground które po prostu są team objective PvP. Dosyć ciekawie przygotowane wariacje capture the flag i terriroties. Niestety bg były często źródłem mojej frustracji, gdyż po prostu ich nie kumałem i miałem problem z zabijaniem przeciwników. Odpuściłem je więc na dłuższą chwilę na rzec questowania i dungeonów które mi się odblokowały z levelem 15. Dungeony są po prostu instancjami do których można się teleportować za pomocą wyszukiwarki w grze. Wyszukiwarka sama znajduje nam towarzyszy i składzie tank, healer i 3x damage walczymy z mocniejszymi przeciwnikami i bossami. Wszystko po to by zdobyć lepsze uzbrojenie, poznać ciekawą historię i zdobyć expa. Po dobiciu do levelu 20 napotkałem mur. Stało się oczywiste, że bez pełnej wersji gry nie ruszę z miejsca. Zakupiłem więc szybko battle chest zawierające podstawkę i pierwszy dodatek, a także drugi dodatek wychodząc z założenia, że nie ma po co kupować jeszcze Cataclysm czyli trzeciego dodatku. Nabijanie leveli szło więc w najlepsze. Ponadto od levelu kupiłem sobie mounta czyli zwierzątko, który zwiększało moją szybkość poruszania się. Wpadał level za levelem, a ja stawałem się coraz mocniejszy i coraz bardziej wsiąkałem w świat Warcrafta. Nowe miejscówki na tyle różniły się od poprzednich, że zawsze czułem świeżość nawet wtedy gdy schemat questów teoretycznie zabijał. Na szczęście z nowym levelem pojawiały się nowe dungeony, które zawsze dodawały nowy gear i nowych bossów. Po bodajże nabiciu levelu 60 skończyłem praktycznie swoją przygodę z podstawką World of Warcraft. Wtedy po raz pierwszy gra mnie w lekki sposób rozczarowała. Chciałem porobić raidy, które zapewniały lepsze uzbrojenie, dokańczały historię i pokazywały wymyślnych bossów. Niestety nie dane mi było tego doświadczyć bo raidów w podstawce nikt po prostu nie gra. Tak samo jak nie gra się ich w pierwszym dodatku, drugim i tylko raidy z Cataclysm są obecnie wykonywane. Cóż musiałem się z tym jakoś pogodzić, chociaż czułem rozczarowanie. Moim zdaniem mmo mogły opowiadać jakąś konkretną spajająca historię i która mogła przecież pozostawić otwarte zakończenie. Dodatkowo dowiedziałem się, że cały świat po Cataclysm został nieźle spartolony przez Blizzard. Zaczynając dodatki Burning Crusade i Wrath of Lich King tak naprawdę cofam się o 10 lat w tył. Po prostu Blizzard przebudował Kalimdor i Eastern Kingdoms i lvl 1-60 to wydarzenia po Cataclsym. Level 60-80 to cofnięcie się do wydarzeń sprzed Cataclysm, a końcowe 80-85 to zaś powrót do wydarzeń po Cata. Nic cisnąłem dalej. Dostałem nowego mounta, który zwiększał prędkośc poruszania się i pozwalał latać. Możliwość eksploracji była maksymalnie ułatwiona. Cieszyło mnie to. Wbiłem więc do Burning Crusade pełen nadziei i zacząłem ponownie budować level. Dodatek był ok, ale nie rzucał na kolana. Znałem historię Warcrafta 3, ale nie miałem w ogóle pojęcia o czym BC opowiada, niby miał kontynuować historię z Frozen Throne ale jakoś nie mogłem się odnaleźć. Po wbiciu na level 70 bez większego problemu przeniosłem się po prostu do Northern który był kontynentem dodanym przez dodatek Wrath of Lich King, który kontynuował historię z końca warcrafta 3. Powraca Lich King – jest grubo. Zaczęła się więc jazda. Nowe bg cholernie mi się podobały, zarówno te dodane z Burning Crusade jak i te dodane z Lich King. Nowe miejscówki były fenomenalne, ale dopiero po wbiciu levelu 78 i zaatakowaniu questów w okolicy Icecrown po raz pierwszy zbierałem szczękę z podłogi. Konfrontacja z Lich Kingiem, możliwość zobaczenia filmiku z jego końca. Kapitalna opowieść i kapitalna sprawa. Aż czułem żal, że nikt nie gra raidów i nie ma możliwości ich sprawdzenia. Po drodze postanowiłem zainwestować w profesje. Wybrałem herbalism i alchemy. Mogłem zbierać kwiatki i robić napoje. Ponoć wojownikom zaleca się bycie górnikiem i kowalem, ale ja lubię rzeczy na przekór. Zabawa dosyć fajna i szybko udało mi się zdobyć najwyższe levele. Do tego dochodziły 3 inne dodatkowe profesje, ale je zignorowałem i rozwinąłem w minimalnym stopniu. Zaczynam więc Cataclysm, mam level 80 i wielkie nadzieje. Niestety o historii Cata nie wiem nic, Deathwing znany z Warcrafta 2 w ogóle nie robi na mnie wrażenia. Ale cóż trzeba cisnąć dalej. Level cap już blisko. Blisko? Mając level 80 potrzebowałem ok. 1.2mln expa. Do levela 85 gap z levelu 84 wynosił 9mln expa. Droga jednak nie odbywała się przez mękę bo questy również mi się podobały, tak samo jako battlegroundy i nowe dungeony. Te 3 części składowe stanowiły przez ostatnie 80 leveli mój wyznacznik parcia do przodu i to mi się podobało. Chciałem więcej. Zdobyłem lepsze uzbrojenie z Catalcysm i zacząłem walkę z expem. W międzyczasie skończył sie mój darmowy miesiąc grania i Blizzard po raz pierwszy obciążył moją kartę kredytową. Nie zmartwiłem się tym. Płacę za Xbox Live, mogę zapłacić parę dolarów z WoW. W szczególności, że zabawa jest przednia, a support Blizzarda naprawdę wspaniały. Wbicie na level 85 nie odbyło się w żaden spektakularny sposób, po prostu skończyłem questa, ale za to jakiego questa. W końcu fajny pokaz fabuły i pojedynek z Deathwingiem, po zakończenie tej potyczki pewnie trzeba udać się na raidy, ale to się nie liczyło. Liczyło się to, że zyskałem level cap. Mam 85lvl... no i pytanie co teraz? Często słyszałem tekst, że gra się dopiero zaczyna na levelu 85. Tak więc zacząłem szukać co mogę teraz robić. Mogę teraz robić questy, by zdobyć więcej kasy... meh. Mogę robić teraz profesje... meh mam je przecież praktycznie zrobione. Mogę robić battlegroundy, conquesty, areny... meh przecież już je grałem, a poza tym znam lepsze gry do multi niż WoW. Mogę w końcu przede wszystkim robić dungeony, że potem zrobić heroic dungeony, żeby w końcu zebrać odpowiedni gear by móc robić raidy. A raidy są po prostu trudniejsza wersją dungeonów. No cóż... nie chciało mi się. Po fantastycznym urlopie w Azeroth postanowiłem zakończyć zabawę z WoW. Polecam grę serdecznie każdemu fanowi dobrych gier. No i ja czekam na nowy dodatek!


Komentarze

Jankesik PL pisze…
Gram na konsolach no i na PC w WoW i ciesze się, że ktoś taki jak Zeratul, który jest rozpoznawany jako gracz konsolowy zagrał w World of Warcraft z chęcią poznania tego świata. Dla mnie WoW to świetna gra, która klimatem jest na mojej pozycji dość wysoko. Emocje, które odczuwam podczas radosnego zabijania Ally na BG wraz z gildia oraz plondrowanie ich miast jest nieporównywalne z niczym innym.

For The Horde!!! Lok'tar Ogar
LucasK pisze…
Kilka razy chciałem wciągnąć się w World of Warcraft, ale jakoś nigdy mi się nie udawało. Po przeczytaniu tego i po tym co mówiłeś w Epic Fail myślę, że spróbuję jeszcze raz zagrać w WoW'a.
Shunkan pisze…
Bardzo fajnie napisane, miło się czyta i całkiem nieźle przedstawiłeś MMO. Jedyne co jest dziwne to to, że piszesz Northern, a kontynent zwie się Northrend.

FOR THE HORDE!!!
Daros pisze…
Sam się dziwię, że przeczytałem taką ilość tekstu o niczym :P hehe, fajny tekst. Sam miałem kilka przygód z WoWem, więc tym bardziej mi się dobrze czytało. Osobiście grałem po drugiej strony mocy - human'em palkiem. Pozdro ;)
Anonimowy pisze…
Widzę, że olałeś showx4, szkoda. Narobiłeś ludzią ochoty na to, a jak już zebrała się ekipa olałeś ich totalnie. ;/
Anonimowy pisze…
Jaki serwer polecacie? Oczywiście na globalu. ;)
Prezes2607 pisze…
Świetna recenzja. Sam grałem w WoW'a (wróciłem do niego po czterech latach przerwy do Pandarii), ale już nie gram. Nawet moja ukochana klasa mnie rozczarowuje, mimo wspaniałych widoków i questów, które sprawiały mi wiele przyjemności i radości. Problemem w WoW'ie jest teraz to, że aby dostać bawić się później w raid'y, trzeba być w raid'ującej gildii, a żeby być w takiej trzeba mieć lvl cap (mam 90) i gear na naprawdę wysokim poziomie (ekwipunek do założenia też ma lvl) bo inaczej jesteś za słaby na raid hc (walka z boss'ami i potworkami na poziomie heroicznym) - to jest dla mnie najgorsze. Zbieranie całego tego eq z pugami (ludźmi z wyszukiwarki w instancjach) gdzie wygląda to w stylu ,,Cześć-cześć. Wbiegamy-niszczymy-wybiegamy." I wszystko byłoby ok gdyby nie to, że loot (nagrody z boss'ów i mob'ów) jest zwykle pojedynczy/podwójny i zwykle nie wypada dla twojej klasy - po pewnym czasie już nie chce się po to latać. I jeszcze te Daily (questy codzienne z punktami, za które można później kupić lepszy gear - ciuchy). Po kilku dniach jest ok, ale później... Jeszcze na serwerze PvP to masakra. Robisz questa ubijasz srebrną elitkę (bardzo silny mob, silniejszy niż złota elita) i przybiega taki debil z przeciwnej frakcji i rozwala cię jak brakuje ci parę hit'ów do ubicia elity i zaliczenia ostatniego q, którego będziesz musiał w podobny sposób powtarzać co 2-3 dni -_-". Kumple potrzebowali szamana (niestety w Alli - byłem orkiem, ale przeniosłem konto), co najgorsze dzisiejszy szaman ele to nie to co kiedyś i już nie gram.