Rok temu Microsoft zapewnił line-up jednych z najlepszych first person shooters w historii. Bioshock, Halo 3 i Call of Duty 4 wdarły się na listy rankingowe zdobywając praktycznie najlepsze oceny jakie recenzenci mogli wystawić. W tym roku wraz z nadchodzącą premierą Gears of War 2 zamiast garści FPS mamy co rusz premiery TPP. Problem polega na tym, że póki co nie zapowiadają się one zbyt fenomenalnie. Po Too Human, który rozczarował większość ludzi nadszedł czas na Star Wars: Force Unleashed. Grę która była bardzo mocno hype’owana i promowana przez Lucasarts. Nie ma co się dziwić, w końcu jest to jedyna gra osadzona w świecie Star Wars na current geny. Jej deweloping zajął 4 lata i pewnie pochłonął paręnaście milionów dolarów. Zanim jednak przejdę do recenzji przedstawię może mały background historyczny odnośnie mojej skromnej osoby i zainteresowania jakim darzę i darzyłem Uniwersum Star Wars. Powinno to pomóc wam zrozumieć moje podejście do gry i jej ocenę.
Pierwszy kontakt z seria miałem wieku 6 lat, gdy podczas wakacji spędzonych z rodzicami w Rabce musiałem stanąć przed trudnym wyborem. Musiałem opowiedzieć się za ciemną stroną mocy czyli obejrzeniu filmu Star Wars Episode IV New Hope, albo za jasną czyli wspinaczkę na Babią Górę. Do końca nie pamiętam co skłoniło mnie do pozostania w ośrodku i obejrzeniu seansu, tak samo jak i nie pamiętam mojego „pierwszego razu” z serią. Po paru latach, gdy zaczęły dochodzić słuchy o robieniu prequelu Star Wars przez Georga Lucasa razem ze znajomymi odświeżyliśmy sobie pierwotną trylogię. Niestety nie byłem zbytnio nią zachwycony, a do kina na “The Phantom Menace” wybrałem się bo wszyscy się wybierali. Film również mną nie zachwycił i na tym skończyła sie moja zabawa ze Star Wars. No może nie do końca, gdyż zagrywałem się jeszcze w obie części KOTORa i Jedi Academy, ale z ręką na sumieniu muszę przyznać, że nie śledziłem za bardzo fabuły i jakoś nie chciało mi się jej wkomponować w świat Star Wars. Za dużo się nie zmieniło przy kontakcie z Force Unleashed. Jedyne czego byłem świadom, to fakt że fabuła gry została osadzona między trzecim, a czwartym epizodem. Na szybko więc skorzystałem z Wikipedii, by przeczytać o co chodziło w „trójce”.
Nie ukrywam, że ta recenzja może okazać się słaba dla ślepego fanatyka Star Wars, który uznał Force Unleashed za objawienie albo przekleństwo. Moje podejście do gry jest proste, wiem tyle ile wiem. Postaram się to wkomponować odpowiednio w fabułę, sprawdzić czy wszystko generalnie ładnie zlewa się w całość. Jeśli nie, to źle.
Jak zapewne wszyscy wiedzą, gra opowiada o losach tajemniczego ucznia Vadera znanego pod pseudonimiem „Starkiller”, którego to blaszak odnajduje na jednej z planet jeszcze jako dziecko. Jako, że wyczuwa u dzieciaka ogromną moc, to go zabiera ze sobą zabijając Jedi i szkoli na swojego sługę. Fabuła która przedstawiona jest głównie za pomocą cutscenek, moim zdaniem świetnie pasuje do uniwersum Star Wars i świetnie się z nim komponuje. W odpowiednim momencie wprowadzając tak popularne ostatnio twisty, że nie można mówić o nudzie. Do tego mamy wszystko czego nam potrzeba: ciemną i jasną stronę mocy, miecze świetlne, dylematy moralne bohatera, fajną laską w postaci pilota Vadera, roboty znane z serii, statki kosmiczne, planety. Wszystko co wcześniej już widzieliśmy w Star Wars. Jeżeli jakiś purysta znalazł jakieś niedociągnięcia to sorry, ale ja ich nie wyłapuje. Fabuła nie kosi zmysłów, ale nie usypia. Jest dokładnie tym, czego moglibyśmy oczekiwać. Dodatkowo mamy dwa zakończenia, wszystko zależy którą stronę mocy wybierzemy. Być może niektórzy spodziewali się jakiś rewelacji czy odkrycia jakiś wielkich tajemnic uniwersum. Nie wiem, jak już pisałem nie jestem specjalistą w tej dziedzinie.
Od strony wizualnej mamy lekki miks. Z jednej strony design powala. I mówię to bez kozery, gdy pierwszy raz ujrzałem drugą planszę (trzecią licząc prequel) oczy wyszły mi na wierzch. Czułem się podobnie jak rok temu, gdy grałem w Call of Duty 4. Do tego dochodzi moim zdaniem fenomenalny design postaci, ich wygląd, animację twarzy i całego ciała. Główny bohater porusza się kozacko i to się naprawdę może podobać. Tie Fightery, Stormtroopers i inne postaci zostały odwzorowane wzorowo. Ponadto bardzo duża część otoczenia podatna jest na zniszczenia dzięki silnikowi Havok, a silnik Euphoria skutecznie radzi sobie z fizyką rzucanych ciał. Animacja używania mocy również daję radę. Wyginająca się blacha. Jest dokładnie to czego oczekiwaliśmy, ALE... zawsze musi być jakieś ale. Do pary z tym niestety dołącza słaba jakość tekstur. Być może by zachować stały framerate deweloper był zmuszony poddać je dodatkowej kompresji. Nie jest to jednak aż tak istotne jak otaczające grę bugi. Zaczynając od niewidzialnych ścian, idziemy poprzez znikającą roślinność, przenikające ściany itd. Podczas jednej walki z bossem zdarzyło mi się spaść poza arenę, a mój heros zamiast na nią wskoczyć, wskoczył pod nią. Nie obyło się bez restartu gry. Prawda jest jednak też i taka, że bugi mimo iż są widoczne naprawdę nie psują rozgrywki i nie wprowadzają irytacji. Raczej sarkastyczny uśmieszek, czy politowanie. Być może połączenie tych wszystkich elementów lekko przerosło dewelopera i z pewnością należy je wypunktować jako wady gry, ale z pewnością nie są to błędy które skutecznie odrzucałyby od zakupu czy sprawdzenia gry.
Dodatkowym plusem produkcji jest muzyka i voiceacting. Moim zdaniem spisuje się to na medal. Postacie nie tylko posiadają świetne głosy i dialogi, ale także umiejętnie potrafią wyrazić swoje emocje. Czasem jest epicko i doniośle. Muzyka nie jest czymś nowym i chyba każdy nawet nie fan serii potrafi zanucić theme z filmu. Dokładnie to samo spotykamy w grze. Jest klimatycznie, bowiem zadaniem muzyków było nagranie czegoś co skutecznie łączyłoby epizod trzeci z czwartym. Podjął się tego John Williams razem z Skywalker Symphony Orchestra i moim zdaniem spisali się na medal.
Gamplay podobnie jak strona wizualne gry potrafi wzbudzić kontrowersyjne emocje. Otóż mamy do czynienia ze słabą kamerą, która doprowadzić może do niezłej frustracji. Ale tak sobie analizowałem wszystkie gry TPP w jakie ostatnimi czasy grałem i naprawdę nie jestem w stanie znaleźć chociażby jednej w której nikt nie narzekał na pracę kamery. Wymieniając chociażby ostatnie tytuły jak Devil May Cry 4, Ninja Gaiden II, Too Human. Wszędzie pojawiały się głosy, że praca kamery wymagałaby poprawek. I jak świat światem, albo odkąd robi się gry TPP zawsze jest narzekanie na źle pracującą kamerę. I nie piszę tego dlatego by stwierdzić, skoro w każdej grze TPP kamera źle pracuje to nie należy już o tym źle mówić w przypadku Force Unleashed, bo trzeba. I niech w końcu deweloperzy przyłożą się i stworzą jakieś dobre rozwiązanie tego problemu. Jakby nie było to praca kamery jest oczywiście najbardziej upierdliwa podczas walki z bossami, no bo gdzie indziej doprowadzić gracza do szału jak nie w tym momencie.
Kolejnym zarzutem niech będzie jak ja to ładnie nazywam „lag”, czyli nasz heros nie słucha nas zawsze i wszędzie. Gdy widzę lecące na mnie macki czy łapska bossa, chcę szybko odskoczyć w ostatniej sekundzie, ale się nie da. Nasz heros ma spóźniony zapłon, co może i w jakimś sensie nadaje grze realizmu, ale z drugiej strony pozbawia ją skilla. Do tego należy dodać sterowanie. I tu spadnie najwięcej krytyki, gdyż z jednej strony gra oferuje bardzo dużo sposobów pozbywania się wroga, plus potrzeba trochę czasu by owe sterowanie opanować, ale z drugiej jak to zazwyczaj się dzieje auto-lock potrafi napsuć trochę nerwów. Pytanie tylko czy dało się to rozwiązać lepiej. Mamy do dyspozycji zwykle ataki mieczem świetlnym, rzut czy pchnięcie mocą, wyładowanie elektryczne, wślizg i ciskanie wrogami. Niech mi ktoś teraz szybko przypomni, która gra ostatnio posiadała tyle elementów i miała sprawne sterowanie. Do tego po jakimś czasie naprawdę się do niego przyzwyczajamy. Sterowanie w Too Human również mogło sprawić kłopoty, ale po jakimś czasie wszystkie kombosy zaczęły nagle wychodzić i zaczęła się zabawa w koszenie wroga. Tutaj jest podobnie przy czym paleta możliwości jest o wiele bardziej rozbudowana. A dodana w genialna możliwość rozbudowania umiejętności sługusa Vadera sprawa, że gra z każym lewelem nabiera coraz więcej miodu. Grając zadajemy sobie pytanie... jak tym razem rozwalić zastęp przeciwników.
Rozbawiły mnie ponadto stwierdzenia, że jak na Jedi to jesteśmy lekko słabi, nie rozcinamy troopersów na pół, czy nie zabijamy ich jednym szlugiem. No z pewnością gra bylaby fenomenalna, gdybyśmy jednym szlugiem załatawiali każdego, pchnięciem mocy rozwalali armię wroga, a rozładowaniem elektrycznym niszczyli planety. Wtedy by gra pokazywała prawdziwą stronę mocy! Z pewnością gameplay byłby tak wciągający, że odłożylibyśmy grę na półkę po 20 minutach, bo tam gdzie nie ma żadnego wyzwania wkrada się nuda. Eureka. Teraz wyobraźcie sobie, że gracie w Call of Duty 4 i obrywacie raz i giniecie jest game over, a wy musicie za każdym razem przejść grę od początku. No co? Byłoby realistycznie! Wyobraźcie sobie, że gracie w Burnouta i przy każdej kraksie tracicie pieniądze do tego musicie restartować wyścig. Byłoby realistycznie co nie...? Wyobraźcie sobie w końcu, że gracie w byle jaką grę i nie macie paska energii, a każdy błąd kończy się waszą śmiercią. Czy gameplay byłby fajny? Nie, tak samo jak gracie w Dooma i włączycie God mode czy czujecie wyzwanie? Nie! Tak samo byłoby w przypadku Force Unleashed i nie chodziło o to by obniżyć rating, by więcej dzieciaków kupiło grę, ale także o to by zapewnić dobry gameplay. I dobry gameplay w tej grze jest.
Gra naprawdę może lekko zawodzić, gdyż jej potencjał nie został wykorzystany. Zabijanie setek przeciwników może po jakimś czasie się lekko nudzić, ale dla fana TPP pozycja jest jak znalazł. Jeżeli miałbym pokusić się o jej porównanie z Too Human, to TH jednak wypada troszeczkę lepiej. Star Wars Force Unleashed pozostaje jednak grą dobrą, która powinna zainteresować graczy. Rozbudowane możliwoście mordowania wrogów i ciekawa fabuła naprawdę umilą wam niejeden wieczór. Nie muszę wspominać, że dla fana SW jest to pozycja obowiązkowa. Daję jej 7/10 i kończę...
Komentarze
Co do rozłupywania wrogów w jednym cięciem, to racja, że takie ciachanie jednym strzałem może jest nudne, ale jest kanoniczne. W uniwersum SW bodajże jest tylko kilka materiałów, które odeprą miecz świetlny, reszta może stawiać większy lub mniejszy opór. Odbicie się miecza od zbroi zwykłego troopersa jest śmieszne i głupie. George przez 20 lat chyba za dużo pił i szarych komórek się wyzbył. Najpierw midichloriany, Jar-Jar, teraz jeszcze "uczeń vadera". Jest tysiąc innych ciekawszych rzeczy w tym uniwersum, a niżeli jej ostatni wiek.
Darnok
Bugów o których pisałeś też się nie doszukałem... a i tekstury są w wysokiej rozdzielczości(ahh, ale to wersja na xboksa). Grafika po prostu powala (w szczególności w pierwszej misji gdy idziesz vaderem po moście i walniesz energie by cały mościk rozwaliło na drobne kawałeczki). W połączeniu z Imperial Marchem pierwsze spotkanie z SW po prostu wgniotło mnie w kanapę.
Jednak jest różnica między konsolami. Miałem również okazję zagrać w SW:U na psp. O grafice się nie wypowiem, gdyż nie mam porównania z innymi grami. Bugów jednak na wersji na psp było strasznie wiele. Kamera działała tak, że często wyświetlała to co było za ścianą, raz wypadłem poza planszę i czasami kamera w ogóle się jakby zacinała w miejscu. Ogólnie w tą grę na psp gra się tragicznie i niema żadnego porównania z wersją na xboksa. Na ps3 nie miałem okazji zagrać (nikt ze znajomych nie kupił, a sam mam x-pudło), dlatego nie wiem jak tam jest, ale może te bugi o których wspomniałeś to właśnie wina osób przenoszących tą grę na pleja.
Dla mnie wersja na xboksa miała by 10/10 gdyby była ciut dłuższa, bo cholernie wciąga i ni skądinąd koniec. Przeszedłem na medium i Sith Lordzie i jestem całkowicie oczarowany tym tytułem. Czekam na dodatek lub kolejną część.
Pozdrawiam.