Recenzja Too Human



Koszt dewelopingu pomiędzy 80-100 millionów dolarów i czas trwania 10 lat. Przy takich liczbach wielu z pewnością oczekiwało dużo. I jest to pierwszy krok by się rozczarować tą grą. Być może jest to także jedyny powód dla którego ta gra zbiera takie negatywne noty. Negatywne noty są też powodem dla którego ja postanowiłem napisać recenzję tej gry, bo wydaje mi się, że recenzenci potraktowali ją niesprawiedliwie. Wielu z was pewnie spojrzała na sam dół by zobaczyć jaką notę wystawiłem tej pozycji. Wielu pewnie nie kwapiło się by zabrać się za czytanie tej recenzji, a zadaniem tej recenzji jest obrona tej noty. Nie mam najmniejszego zamiaru przekonywać was do jej zakupu, mam jedynie ochotę pokazać wam to samo co pokazali inni recenzenci i co dla nich było wadą, a dla mnie zaletą.


Zacznijmy może standardowo od historii. Mamy ludzkość na planecie Ziemia, wprawdzie nie jest otwarcie powiedziane, że to Ziemia, to jednak w związku z bogatym nawiązaniem do mitologii nordyckiej, śmiało możemy tak stwierdzić. Ludzkość została zaatakowana przez maszyny i wybuchła straszliwa wojna. Obie strony sięgnęły po broń nuklearną, która nie przyniosła rozwiązania konfliktu. Spowodowała tysiącletnią zimę na planecie (jak to możliwe? Nie wiem.) Resztka ocalałej ludzkości zwróciła się w stronę bogów, ich modły zostały wysłuchane i z pomocą przyszedł im Odyn razem ze swoją świtą. Dzięki cybernetycznym implantom, stają się oni jeszcze bardziej skuteczni w walce z maszynami, stają się jednak mniej ludzcy. Cybernetyczne implanty mogą jednak nie wystarczyć do pokonania wroga, w szczególności, że pojawia się nowe zagrożenie.

Znajomość mitologii nordyckiej przed przystąpieniem do gry jest wskazana. Szkoda, że nie jest ona tak popularna jak mitologia Greków i Rzymian, co również może i dziwić, gdyż już na pierwszy rzut oka wydaje się być niezwykle ciekawą i bogatą. Sam przyznaję z ręką na sercu, że poza imionami bogów w temacie jestem lichy i dopiero po zapoznaniu się z grą zacząłem w niej lekko dłubać. Wszystko dzięki temu stało się trochę jaśniejsze. Być może nieznajomość jej powodowało dosyć mocne obniżenie ocen za fabułę. Nie będę ukrywał, że historia z początku wydawała mi się nudna, a całość przewidywalna i infantylna. Jednak w miarę jak posuwałem się naprzód, a także prześledziłem internet w poszukiwaniu więcej informacji o Baldurze i innych bogach wszystko zaczęło mi się cholernie podobać. Łącznie z pomysłem wplecenia tego w technologię i cybernetykę. Wprawdzie fanem cyberpunka nie jestem, a takie było me pierwsze skojarzenie. Smaczków ukrytych w fabule mamy mnóstwo, jak na przykład uczta rodem z filmu Wikingowie z Kirkiem Douglasem ale przy futurystycznym stole. Połączenie wprost genialne. Czy późniejsze dywagacje moralne bogów i rozmowy o tym kiedy ludzie się od nich odwrócą. Fabuła jest ambitna i aż nakazuje graczowi poszukanie czegoś więcej. Być może dlatego spotyka się z falą krytyki. Mnie osobiście takie ambitne podejście do tematu bardzo podpasowało. Wprawdzie twórcy mogliby się postarać i zamieścić encyklopedię, albo samą mitologię w grze. I to nie koniecznie w postaci filmiku, a samego tekstu, ale nie ukrywajmy, że w dobie internetu nie jest to konieczne. Po prostu byłby to dodatkowy plus tej pozycji. Nie ma co też ukrywać, że fabuła jest skomplikowana, chociaż wydaje się być prostą. Prostą wydaje się dla graczy którzy nie używają mózgu oglądając cutscenki, bardziej skomplikowana robi się gdy zaczynamy bawić się w szukanie drugiego dna. I moim zdaniem tu ukryty jest geniusz twórców. Jest to pierwszy przykład tego co recenzenci uznali za wadę a ja za zaletę.

Co za tym idzie to klimat, który jest z pewnością specyficzny. Mnie chwilkę zajęło zanim zacząłem go czuć czy nawet akceptować. Cała zabawa w przejściem w zaświaty, czy w ogóle poruszanie się po zamarzniętych metalicznych planszach nie sprawiały mi z początku dużo przyjemności. Dopiero po jakimś czasie zacząłem doceniać dopinanie wszystkich detali na ostatni guzik i nietuzinkową wyobraźnię twórców. Mamy do czynienia z czymś na pewno nowym i innym. A że coś jest nowe i inne to może nie powodować uśmiechu na twarzy wielu, którzy spodziewają się powielonych standardów. Już same cutscenki, które może nie są aż tak dobre jak w Heavenly Sword stanowią oddanie kunsztu programistów. Mimika twarzy bohaterów stoi na naprawdę wysokim poziomie, jest to dokładnie poziom którego oczekujemy od konsol nowej generacji. I Too Human z pewnością ładnie się wpasuje. Tak samo dobra jest ich reżyseria jak i voice acting. Dialogi pozbawione są głupich tekstów, a muzyka nieźle wbija w klimat. Proponuję posłuchać muzyczki która leci po tym jak zginiemy i z niebios schodzi Valkiria by nas wskrzesić. Od razu czuć powagę tego momentu. Jest byczo!

Byczo nie jest jeżeli chodzi o grafikę, ale i tutaj początkowe rozczarowanie przerodziło się nie tyle co w podziw, co uznanie pracy programistów, którzy tworzyli grę na 3 różne systemy. Warto wspomnieć walkę i proces sądowy z Epic Games o ich silnik sławny Unreal Engine 3. Gra bazuje na silniku stworzonym przez twórców i niestety jest to gorszy silnik niż UE3, a szkoda. Szkoda gdyż moim zdaniem za dużo gier na xboksa 360 bazuje na silniku UE3 przez co wyglądają identycznie, szkoda bo silnik użyty do gry jest gorszy przez co tekstury nie są takie super. Grafikę można śmiało zaliczyć jako wadę, chociaż nie jest zła. Wszystko wygląda dobrze, być może TYLKO dobrze. Mogłoby być lepiej, ale nie jest i nie ma co płakać na ten temat, gdyż i tak szybko przestaniemy na nią zwracać uwagę to raz, a dwa na pewno dojdzie nie raz do momentu gdy nam się jakiś widoczek spodoba. Plansze są naprawdę cholernie rozległe i wprawdzie nie ma magicznych rzutów na panoramę jak to było w Halo, Heavenly Sword czy Uncharted, ale nadal jest dobrze. Gears of War z pewnością bije Too Human graficznie na głowę. Szkoda. Wielu ludzi narzeka na animację głównego bohatera, żołnierzy i przeciwników. Być może i mają rację mówiąc, że nie jest ona next-genowa, ale z drugiej strony chciałbym ich zobaczyć zakutych w 50 czy więcej kilogramowe zbroje i zasuwających jak króliki. Jasne, to tylko gra i ruchy postaci mogły zostać oddane lepiej. Ja tam nie widzę w nich nic złego. Bohater moim zdaniem całkiem kozacznie podskakuje, nie biegnie jak drwal z pniakiem pod pachą, ale nie rusza się też jak złota medalistka w akrobatyce. Podczas walki wymachuje młotem czy mieczem, albo robi wślizg. Nie wiem, ale mnie się to podoba. Jeżeli większość ludzi uznaje ruchy Baldura jako przejaw poprzedniej generacji, to może ma rację. Nie będę dywagował na ten temat zbytnio. Minusem silnika Silicon Knights jest z pewnością wolno działające menu. Jest to wada, gdyż w chwili gdy dosyć często je odwiedzamy mozolne przeskakiwanie między działami bywa upierdliwe. Ale też nie mówimy tu, o jakimś loadingu czy oczekiwaniu, jest po prostu mały delay. W grze jednak nie spotkałem się ze zwolnieniami animacji nawet w chwili gdy walczyłem z conajmniej 20 przeciwnikami, więc albo ja jestem ślepy, albo coś tych zwolnień nie ma. Warto wspomnieć natomiast o cholernie dużym plusie tej produkcji, o którym mało kto mówi. Otóż gra nie posiada loadingów. Wszystko doczytuje się w biegu. I mówię tu o braku loadingów pomiędzy przejściami na inne levele, czy między planszą a cutscenkami.

Jak wszyscy już wiedzą mamy grę w trybie widoku z trzeciej osoby. Na pierwszy rzut oka kojarzy się z Devil May Cry, gdyż nasz bohater wywija mieczykiem i strzela z broni. Nic bardziej mylnego. I może po raz kolejny stąd wzięły się te negatywne opinie o tej grze. Ta gra to po prostu nowe Diablo, gdzie zamiast czarów wrzucono broń. Mamy 5 klas postaci. Każda ma inne atrybuty, mamy pełno przeciwników na ekranie i robienie masakry rodem z gry o panu z rogami. Mamy w końcu levelowanie postaci, ekwipunek, runy, upgrade’y technologiczne, walki z bossami czy zbroje. Mamy artefakty, blueprinty zbroi którą trzeba wykuć. Wszystko jak w grze Blizzarda podane lekko na innej tacy. Generalnie mówiąc mamy do czynienia z typowym hack&slash. Czyżby niektórym pomyliły się gatunki? Próbowali zaklsyfikować tą grę jako RPG, action-adventure itd. Silicon Knights poszło o krok do przodu od Blizzarda i zrobiło rewolucyjne sterowanie. O ile więc w Diablo na PC cały gameplay polegał na naciskaniu lewego bądź prawego przycisku myszki, tu mamy do czynienia z możliwością sterowania za pomocą gałki. I BARDZ DOBRZE, że zamiast tworzyć słabego slashera rycerze wpadli na pomysł 10 lat temu by skopiować pomysł Blizza. I były to slasher gdyby gra polegała na przyciskaniu X bądź Y na padzie i wyprowadzaniu kombosów. Zamiast tego mamy rewolucyjne hack&slash. Za pomocą lewej gałki sterujemy herosem, za pomocą prawej wyprowadzamy ataki. Wydaje się skomplikowane ale nie jest. Wystarczy pograć chwilę i zacznie się go łapać. Combosy? Oczywiście, że są... wystarczy zrobić podjazd do przeciwnika wybić go w górę, ponaparzać z miecza następnie spaść na dół i jeszcze walnąć mu serię z pistoletu zanim on zleci na dół. Czy może podrzucenie przeciwnika do góry uderzenie mieczem, zeskok na dół spranie jednego kolesia powrót do tego u góry i dobicie. Można naprawdę kosmiczne akrobacje wyczyniać, do tego dochodzą powery zwane ruiners czy battle cry. Wszystko na swoim miejscu czeka na gracza tylko po to by to opanował. A to żadna sztuka wystarczy się lekko przestawić. Przypominam tylko, że nadal mówimy o tej grze jako hack&slash. Po każdym zastępie wroga mówiłem sobie, jeszcze jeden, jeszcze jeden. I tak nieprzerwanie. Do tego dochodzi opcja co-opa i wspólna zabawa z kompanem. Czy można chcieć czegoś więcej? Widocznie można skoro serwis gametrailers punktuje zabawę z mieczem jako minus. Szkoda, że dla mnie to jedna z tych rzeczy które przyciąga mnie do tej gry. I jasne zdarza się, że czasem się machniemy i nie wyprowadzimy ataku na nikogo, ale czy zawsze w Ninja Gaiden czy Devil May Cry wychodzi nam combo? Nie. Przynajmniej mnie nie. Zarzuca się również błędy broniom palnym, że często lockują się na martwych przeciwnikach. Otóż przyznam szczerze, że nigdy mi się to nie zdarzyło, zdarzyło się natomiast, że po zabiciu przeciwnika ciągle do niego strzelałem bo broń nie lockuje się na nowym celu. Ale wystarczy albo przesunąć prawą gałką na następnego oponenta, albo przerwać na sekundę ogień i go wznowić. I po raz kolejny nie uznałbym tego systemu za niesprawny czy spierdzielony. Mnie to odpowiada. Wystarczy moim zdaniem zagłębić się w askpety techniczne i wszystko wyda się banalnie proste.

Dużą wadą jest natomiast syndrom Bioshocka, który jest obecny w grze, a mianowicie to, że umierając tak naprawdę nic się nie dzieje gdyż po prostu zostajemy wskrzeszeni. Jedyną karą jaka nas spotyka jest zresetowanie paska power upa, lekkie zniszczenie broni i oglądanie animacji schodzącej z niebios Valkyrii. I jedynie to trzecie powoduje u nas chęć życia, gdyż ciągle oglądanie tej animacji jest irytujące. Zresetowany pasek szybko się odnawia już po pierwszej lepszej potyczce, a broni dostajemy tyle i to coraz lepszej, że nie zdążymy uszkodzić lub popsuć tej którą obecnie używamy. Bogaty ekwipunek i warianty broni są znane w grach h&s, więc nie powinna ich obecność dziwić tu nikogo.

Reasumując moim zdaniem Too Human jest na pewno grą godną uwagi. Wymagającą ale i odpłacającą graczowi jeżeli ten pojmie jej zasady i technikę. Ma na pewno w sobie parę archaicznych rozwiązań, ale posiada również i rewolucyjne. Mnie się gra w tą grę naprawdę bardzo przyjemnie i w ogóle nie żaluję pieniędzy na nią wydanych.

Ocena: 8/10

Komentarze